Wczoraj powitaliśmy kalendarzową zimę. Gdzieniegdzie sypnęło śniegiem i zrobiło się biało. Zawsze, gdy widzę lecące z nieba ogromne płaty śniegu przypomina mi się taka scenka: ja, mały berbeć, stoję na parapecie okna w mieszkaniu moich Dziadków na krakowskich Dębnikach i z nieskrywaną fascynacją patrzę na lecący z nieba puch. Babcia lepi pierogi i w ogóle pachnie tak domowo. No i w końcu zadaję to kluczowe pytanie, czym ten śnieg tak naprawdę jest, a Babcia odpowiada: „Widzisz… to aniołki w niebie biją się poduszkami. I tak pękają im te poduszki, wysypuje się puch i nam spada na ziemię”. Do tej pory, gdy zaczyna sypać, sama mówią, że anioły znów się poduszkami leją J Pamiętam też zimowe zabawy: w Muszynie jeździliśmy na workach z sianem (podejrzewam, że dziś zarówno worki jak i siano musiałyby być ze specjalnym atestem, a my obowiązkowo w certyfikowanych kaskach), jeździliśmy po zamarzniętym Popradzie na łyżwach (o zgrozo!) i robiliśmy sobie wzajemnie nacierki ze śniegu. Jeździliśmy na nartach z wszelkich okolicznych górek, a że wyciągów było znaaaaacznie mniej, to formę od podchodzenia pod górę z tym całym, wówczas ciężkim jak cholera sprzętem, kondycję mieliśmy na medal. A jazdę w dół doceniało się, jak nigdy J Robiono dla nas kuligi, czyli kolejka powiązanych ze sobą drewnianych sanek ciągnięta przez traktor, tudzież malucha. Po wyganianiu się na mrozie z czerwonymi nosami i uszami (czapkę zakładało się pod drzwiami, bo toż przecież wstyd był niemiłosierny, żeby na -30 stopniach czapkę nosić) wpadało się do domu i jadło pajdę chleba ze smalcem albo z cukrem na pierwszy głód, nim rosół się zagrzeje. Wszyscy żyjemy, wszyscy mamy się dobrze i tylko z lekką tęsknotą czasem obracamy się siebie wspominając dzieciństwo.
Ponieważ czytam ostatnio sporo różnych książek na temat zwyczajów staropolskich, to w ręce wpadł mi cudny opis „zimowego savoir vivru”. Otóż Stary Maciej (pseud., właść. Antoni Stefański), Zabawy zimą, Mikołów, około 1900, pisze:
„Skoro spadną pierwsze śniegi, wypadają gromady chłopców, lepią kule i dalejże na upatrzonego. W czasie wielkich mrozów trudno kule ulepić, gdyż śnieg nie trzyma się kupy i w rękach się rozprósza. Najlepszym jest świeży śnieg, padający wielkimi płatkami, nie suchy, nie za wilgotny; kulą z takiego śniegu nikomu krzywdy się nie zrobi. Śniegu, który topnieje pod wpływem promieni słońca, do rzucania używać nie można, ponieważ ściśnięty w dłoniach, w lód się zamienia; tak samo jak nie powinno się brać śniegu z piaskiem lub kamieniami. Byłoby to bardzo niegrzecznie i nieprzyzwoicie rzucać kulami tak niebezpiecznemi; następstwa rzucania takiemi kulami są niemniej smutne jak rzucania kamieniami. Sądzę jednak, że nasi mali czytelnicy są chłopcami grzecznymi, który z chęcią się zabawią, a nie pragną nikomu zrobić krzywdy.”
A jakie są Wasze ulubione zimowe zabawy?