Święta Bożego Narodzenia mają w sobie zawsze jakąś taką niepowtarzalną magię. Zawsze niosą ze sobą tę przyjemną ekscytację, rodzaj oczekiwania i przepełniającej radości. Co ciekawe, było tak na długo długo przed tym, nim zawitało na nasze ziemie chrześcijaństwo.
Skąd się wzięły Święta?
Bardzo interesująca jest zbieżność okresu dzisiejszych Świąt Bożego Narodzenia, dawnych świąt hellenistycznych oraz słowiańskiego pogaństwa. Dzień 25 grudnia w kalendarzu słowiańskim był pierwszym dniem nowego roku, 24 grudnia z kolei w świecie pogańskim obchodzono święto zmarłych, które jednoczenie było ostatnim dniem roku i wigilią zimowego przesilania.
Saturnalia, Laternalia…
Co ciekawe starożytni Rzymianie również świętowali w podobnym okresie czasu, a zaczynali od obchodów tzw. Saturnaliów, które zaczynały się 17 grudnia i trwały dobrych kilka dni. Następnie 23 grudnia obchodzono tzw. Laturnalia – rzymskie święto zmarłych, po czym 25 grudnia gładko przechodzono do Dies Natalis Solis Invicti, czyli Święta Narodzin Niezwyciężonego Słońca. Zaraz potem świętowano rzymski nowy rok, czyli Calendae Ianuariae (1 stycznia), Votę – na cześć zdrowia i pomyślności władcy (3. stycznia) i na końcu Epifania, czyli objawienie się boga (6. stycznia). Jak więc widać Rzymianie bawili się z rozmachem. Zresztą nie tylko bawili, ale inne kwestie zostawimy w spokoju.
Wracając do Saturnaliów, gdyż to właśnie w nich badacze doszukują się kanwy dla formy obchodów chrześcijańskiego Bożego Narodzenia. Przede wszystkim świętowanie rozpoczynano od darowania sobie wzajemnych urazów. Wnętrza domów dekorowane były zielenią i konieczna była obecność zimozielonego drzewka. Święto to miało charakter bardzo radosny, beztroski, czasem hałaśliwy i wcale nie czasem, a wręcz często orgiastyczny. Cóż, wszyscy wiemy, że Rzymianie raczej z życia korzystali, niż się umartwiali. Tradycyjnie wówczas grano w kości, ale nie na pieniądze, a „na orzechy” i, co ciekawe, jeszcze do nie dawna po Polsce również panował ten zwyczaj. A może panuje nadal w niektórych regionach? W okresie Saturnaliów występowało również zbratanie stanów, a wręcz odwrócenie ról społecznych. To był jedyny okres, gdy Rzymianie, choć trudno w to uwierzyć, usługiwali niewolnikom. W naszej obyczajowości przejawiało się owo „zbratanie stanów” zapraszaniem służby do pańskiego stołu.
Pradawni Słowianie
Według pradawnych wierzeń słowiańskich noc wigilijna ma dwa wymiary – jest piękna i fascynująca, a jednocześnie owiana mrokiem zaświatów. Dawni Słowianie obchodzili bowiem pogańskie święta na cześć zmarłych aż 4 razy do roku, podczas przesileń i równonocy. Krótko mówiąc, zamiast dobrze dziś nam znanej wieczerzy wigilijnej, pradawni Słowianie urządzali stypę. „Dobór obrzędowych potraw i zwyczajów wigilijnych wyraźnie świadczy, że korzenie tej wieczerzy sięgają czasów prasłowiańskich. Elementy pradawnych obrzędów i zwyczajów najlepiej zachowały się na wsi, gdzie do niedawna jeszcze panowała powszechna wiara, że w dzień wigilijny zjawiają się na ziemi dusze zmarłych i przybierając postać wędrowców czy zwierząt (szczególnie wilków), przychodzą do swoich domów. Ponieważ zmarli przebywają w chatach między żywymi, nie wolno w tym dniu tkać, prząść, rąbać, energicznie zamiatać w kierunku drzwi, a nawet siadać, nie zdmuchnąwszy uprzednio miejsca, aby nie wypłoszyć, nie przygnieść, nie wymieść, nie uszkodzić niewidzialnych gości. W czasie, gdy goście z zaświatów przebywają między żyjącymi, niedozwolone są kłótnie, płacz, smutek, pożyczanie czegokolwiek od sąsiada, a już szczególnie – ognia.” (H. Szymanderska. „Polskie tradycje świąteczne”). Generalnie podtrzymywanie palącego się ognia tego dnia jest tradycją niezwykle starą i bardzo ważną. We wsiach palono liczne ogniska, aby dusze przybywające z zaświatów w gościnę mogły się przy nich ogrzać.
Jeszcze w XIX wieku wierzono, że w ten jedyny wieczór można jeszcze raz ujrzeć osobę, która odeszła zobaczyć w bieżącym roku. Wystarczyło tylko wyjść w czasie wieczerzy do sieni, zamknąć za sobą drzwi i spojrzeć na pomieszczenie „biesiadne” przez dziurkę od klucza. Właśnie wtedy, na pustym miejscu przy stole dojrzeć można było zmarłego. Z dawnych Kresów przybyło do nas również wiele innych zwyczajów, np. „gospodarz przed wypiciem gorzałki wylewa jej trochę na obrus. To samą czynią o kolei wszyscy domownicy. Gdy kieliszek obejdzie w ten sposób wszystkich domowników, gospodarz – a po nim inni uczestnicy wigilijnej wieczerzy – bierze po kawałku jadła i kładzie przed sobą… wszystko to przeznaczone jest dla zmarłych… „ (K.Zawistowska). Po zakończonej wieczerzy wigilijnej zostawiano na stole łyżki ponieważ wierzono, że duchy zlizują to, co na nich zostało.
„Według prastarych wierzeń dusze przychodzące z krainy śmierci przybierają postać ptaków, zwierząt, a także ludzi, dlatego też w tym dniu nie należało nikomu odmawiać gościny ani żebrakom jałmużny” (H. Szymanderska. „Polskie tradycje świąteczne”). W wieczór ten gospodynie nie zamykały spiżarni, zostawiały mnóstwo jedzenia na stołach, a także dokarmiały ptaki.
Ale ten wieczór według pradawnych wierzeń słowiańskich był wyjątkowy nie tylko ze względu na odwiedziny dusz z krainy śmierci.
Czary, magia, moc
To także noc czarów, magii, cudów, osobliwych zdarzeń i nadprzyrodzonych mocy. Noc, podczas której nie ma rzeczy niemożliwych. „Według prastarych wierzeń wtedy właśnie otwiera się wnętrze ziemi i jasnym płomieniem świecą ukryte w nim skarby. Na chwilę woda w źródłach, potokach i rzekach zamienia się w wino i miód, a nawet w płynne złoto. Wtedy też srebrną gwiazdką zakwita kwiat paproci (dopiero w późniejszych baśniach „przeniesiony” w noc świętojańską).
W noc wigilijną nawet wyschła zawsze róża jerychońska otwiera swój kielich, a pod śniegiem rozkwitają cudownie pachnące kwiaty, drzewa owocowe w sadach pokrywają się kwieciem i tej samej nocy wydają owoce. Ptaki rozmawiają wtedy ludzkim głosem, mówi także bydło domowe: woły, krowy i konie. Pszczoły w ulach budzą się z zimowego snu, a zatopione dzwony na dnie zamarłych jezior głucho skarżą się i jęczą. Nawet martwe kamienie ożywają i obracają się wokół własnych osi. Jednym słowem, przez całą przyrodę przebiega tajemniczy dreszcz i wszystko zlewa się w mistycznym zapamiętaniu” „Biada jednak człowiekowi, który wiedziony próżną ciekawością usiłowałby zerwać zasłonę z tajemnic tej niezwykłej nocy. W tradycji ludowej zachowało się mnóstwo opowieści o śmiałkach pochłoniętych przez źródła, których chcieli zaczerpnąć wina, o gospodarzach, którzy od własnych wołów usłyszeli wyrok śmierci, podsłuchując ich tajemną rozmowę, o zagubionych na zawsze, którzy wybrali się szukać kwiatu paproci…” (H.Szymanderska. „Polskie tradycje świąteczne”).
Osobiście bardzo lubię myśleć o tych pradawnych korzeniach dzisiejszych Świat Bożego Narodzenia. Nadają im one dodatkowego czaru, tajemnicy i magii. Czegoś bardzo ulotnego, czego zawsze z przyjemnością oczekuję. Byle do Świąt!
O jeszcze innych tradycjach, przesądach i wierzeniach możecie poczytać TUTAJ 🙂