Choć pogoda za oknem absolutnie na to nie wskazuje, już za 3 dni mamy wiosnę, a za okrągłe dwa tygodnie najważniejsze w roku święto – Wielkanoc. W tym roku poświęcę mu na blogu znacznie więcej czasu niż dotychczas. Nic się nie martwcie – nadal w lwiej części ten dział będzie traktował o kulinariach, jednak nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała przemycić odrobinkę historii i tradycji. W tym właśnie miejscu będę również zamieszczać staropolskie przepisy pochodzące z przedwojennych książek. Postaram się również, aby przy każdym tego przepisie była maksymalna ilość objaśnień, gdyż nie wszyscy wiemy, co oznacza termin „kopa”, funt” czy też „kwarta”.
Tradycja – dlaczego to święto jest aż tak ruchome?
Jak wszyscy wiemy, w Wielkanoc świętujemy zmartwychwstanie Jezusa, które jak pisze w swoich „Grach i zabawach różnych stanów w kraju całym…” Łukasz Gołębiewski (1831 r.) miało nastąpić 30 marca, a Chrystus wstał z grobu 1 kwietnia. Sprawa jednak, jak sami widzicie wcale taka prosta nie jest, ponieważ gdzieś „zgubiły się” 3 dni (wg Biblii wszak Jezus zmartwychwstał po 3 dniach). Współcześni teologowie robią co mogą, aby zawęzić ramy czasowe i z ich badań z kolei wynika, że śmierć Jezusa nastąpiła 7.04 roku 30, a że grób jest pusty odkryto 9.04 o świcie. Wszystko doskonale, ale nadal brakuje 3 dni. Otóż moi Drodzy, różnica ta wynika z antycznej rachuby czasu, w której części doby uznawano za odrębne całości. Tak czy siak obecnie Wielkanoc, czyli dzień Zmartwychwstania Pańskiego świętujemy w niedzielę następującą po pełni Księżyca po zrównaniu wiosennym, a ustalenie to przyjęto na Soborze Nicejskim w 325 roku.
Na wielkanocnym stole
Śniadanie wielkanocne nazywano kiedyś obiadem bez dymu. Wszystko dlatego, że większość potraw była przygotowywana znacznie wcześniej, a do tradycyjnego posiłku co najwyżej odgrzewana. Zarówno kiedyś, jak i dziś stół jest ciasno zastawiony smakołykami pokroju pieczonych mięs serwowanych na zimno, pasztetów, wędlin, galaretek, sałatek i rozmaitych wypieków, wśród których królują wielkanocne baby i mazurki. Na stole oczywiście nie może zabraknąć potraw poświęconych w czasie świecenia koszyków w Wielką Sobotę, pisanek oraz baranka z cukru (czy też pieczonego) – eucharystycznego symbolu świąt – koniecznie z czerwoną chorągiewką oraz bukszpanem. Jak o baranka właśnie chodzi, jego obecność na stole weszła do polskiej tradycji w XVII wieku, a za jego wprowadzeniem do kanonu katolickich symboli Wielkanocy stał papież Urban V w XVI w.
Tradycyjne potrawy świąteczne różnią się oczywiście w zależności od regionu, i tak na przykład na Podkarpaciu przed biesiadnikami stawiano zupę zwaną święconką, a składającą się z ugotowanych w serwatce kawałków wędlin, chleba, masła, chrzanu, śmietany i jaj na twardo.
Na Podhalu z kolei serwowano bardzo podobną zupę o nazwie sodra z tym, że zamiast w serwatce była ona gotowana na maślance. W bogatych domach zaś pieczono całe prosięta faszerowane kaszą oraz marynowane i pieczone świńskie głowy.
Wielkanoc – królowa wypieków – baba
Jak pisał Zygmunt Gloger w „Roku polskim…”:
„Baba inaczej babi kołacz – znane ciasto z pszennej mąki wypiekane zwykle do święconego na Wielkanoc, a dawniej także i na Zielone Świątki. Baby zaprawiano szafranem, a miewały kształt zwoju tureckiego, wypiekane w formach glinianych lub miedzianych albo papierowych. Te ostatnie miewają do dwóch stóp wysokości, zwane są podolskiemi. Co do gatunku ciasta, to znane były powszechnie babki parzone, patynetowe [muślinowe], migdałowe, z razowego chleba i trójkolorowe ( z ciasta białego, różowego i ciemnego). Drobna szlachta wypiekała baby w garnkach, które do wyjęcia ciasta trzeba było rozbijać.”
Wielkanoc – król słodkości – mazurek
Królową baba, królem zaś on – mazurek. Na jego część nawet poezję tworzono, co skrzętnie wykorzystał i wspomniany powyżej Gloger, dodając do swojej kolekcji taki oto wierszyk:
„Hej mazurek wielkanocny
Ma przeróżne zwrotki,
Lecz sens zawsze ich jednaki:
Słodki, słodki, słodki.
Z marcepanu, czekolady,
Masy lub szarlotki
Jest mazurek ten przedziwny:
Słodki, słodki, słodki”
🙂
Na dziś to tyle jak chodzi o teorię 🙂 A od jutra dzielnie zabieramy się za praktykę 🙂
PS. Jeśli chcielibyście poczytać, jak wielkanocne śniadania wyglądały w XIX wieku dajcie znać w komentarzu – a wierzcie mi – wtedy do dopiero były fety!