Dziś mam dla Was przepis na obłędne, nie PĄCZKI, a chrust (inaczej zwany faworkami). Chruściki z niego wychodzą leciutkie jak chmurka, delikatne, wręcz rozpływające się. Podaję je tradycyjnie prószone cukrem pudrem.
Składniki:
230 g mąki
4 żółtka
2 duże łyżki kwaśnej śmietany (100 ml)
20 g masła
25 ml (ok. 2,5 łyżki wódki lub spirytusu)
szczypta soli
500 g (2 kostki smalcu) lub margaryny w opcji wege
Przygotowanie:
Wszystkie składniki łączymy ze sobą i dokładnie wyrabiamy na aksamitne, sprężyste ciasto. Nie powinno ono kleić się do rąk, ale powinno być delikatne. Odstawiamy na paręnaście minut, żeby sobie odpoczęło.
Odpoczętą kulkę ciasta należy… stłuc wałkiem. Nie za mocno, ale tak, żeby trochę ciasto jeszcze napowietrzyć.
Dzielimy na porcje i każdą z porcji rozwałkowujemy na prostokąt (albo co nam tam wyjdzie) o grubość 1 mm, podsypując lekko mąką, aby nie kleiło nam się do stolnicy.
Następnie kroimy w paski o szerokości ok. 2 cm. Bardzo długie paski przekrawamy jeszcze na dwie lub trzy części. Każdy z pasków ciasta nacinamy na środku. Przez nacięcie przeciągamy jeden koniec paska tak, aby utworzył się „węzeł”
Smażymy na złoto na dobrze rozgrzanym tłuszczu. Po smażeniu układamy na ręczniku papierowym, aby odsączyć nadmiar tłuszczu. Uważajcie, gdyż na dobrze nagrzanym smalcu faworki smażą się błyskawicznie.
Serwujemy posypane cukrem pudrem.
PS. Do smażenia szeroko otwieramy okno i włączamy wyciąg na maksymalną siłę ciągu – gorący smalec nie pachnie najlepiej ?