Wymyśliłam sobie deserek. Jak zwykle miało być zdrowo, więc postawiłam na kaszę jaglaną. Nastawiłam toto do gotowania, jak w poniższej instrukcji przeczytacie i zasiadłam na kanapie celem wymalowania paznokci. Byłam pewna, że załączyłam timer na kuchence, więc zupełnie niczym się nie przejmowałam. W pewnym momencie doleciał do mnie zapach ciastek cynamonowych. Pomyślałam, że przecież nie ja jedna w niedzielny poranek robię jakieś smakołyki, więc temat zignorowałam. Z tym, że zapach cynamonu zrobił się w pewnym momencie zbyt intensywny, nawet jak na nasze „super sprawnie” działające piony wentylacyjne 😉 Taaak… to był mój deser. Jakoś tak timer się chyba jednak nie załączył. Garnka spalić się nie udało, ale za to powstało w nim coś na tyle pysznego, że muszę opracować na „to” inny sposób, niż przypadkowa próba puszczenia chałupy z dymem. Coś na kształt prażonych ciastek jaglanych 🙂 – ale o tym innym razem. „Przypadkowe ciastka” zjedliśmy razem z M i psem, a deser powstał od nowa.
A oto przepis (już bez spalenizny):
Składniki:
100g kaszy jaglanej
2 puszki mleka kokosowego (po 400ml)
2 łyżki miodu (lub innego słodzidła wg uznania)
½ łyżeczki cynamonu
ok. 5-6 łyżeczek żelatyny
Akcesoria: silikonowe foremki do muffinów
Przygotowanie:
Mleko kokosowe podgrzewamy, aż zacznie się lekko gotować.
Dodajemy kaszę, doprawiamy cynamonem i miodem i gotujemy najpierw ok. 15-20 minut, a następnie wyłączamy palnik i zostawiamy pod przykryciem, żeby kasza jeszcze doszła.
Gdy kasza ugotuje się do miękkości, całość dokładnie blendujemy na gorąco na idealnie gładką masę.
W czasie miksowania dodajemy żelatynę. Masa powinna mieć konsystencję dosyć gęstego ciasta naleśnikowego.
Jeśli wyjdzie Wam zbyt gęsta, wystarczy dolać wody tak, aby uzyskać płynną konsystencję.
Przelewamy do foremek, czekamy aż przestygnie, a następnie wkładamy na noc do lodówki.
Deser ten zaserwowałam z bajecznie prostym sosem z owoców leśnych (owoce zmiksowane z ksylitolem) i miodem spadziowym