Ten weekend był pierwszym, jaki wraz z M spędziliśmy na naszej „Wsi”. Początkowo temat nie zapowiadał się najlepiej, ponieważ jak przyjechałam do naszej chałupki, były w niej 4 stopnie. Słownie cztery stopnie Celsjusza. Cóż… zaciągnęłam na tyłek kalesonki, ocieplany dresik, kilka warstw longsleeve’ów i dodatkowo ocieplaną bluzę i zabrałam się za robotę. Koło pieca chodziłam jak pies koło jeża – z jednej strony tyłek marznie, z drugiej strony obiecałam M, że to on rozpali ogień. I tak przeleciały 3 czy 4 godziny, temperatura w pokoju podskoczyła aż o…1 stopień. Trochę się rozgrzałam malując półeczkę 😉
Aż w końcu przyjechał M, rozpalił w piecu i powoli zaczynało dać się funkcjonować. Nie powiem, czekałam na to też z innego powodu. Już dawno marzyły mi się ziemniaczki „z żaru” i kiełbacha z ogniska. Cóż… ziemniaczek wyszedł jeden, gdyż reszta spaliła się doszczętnie, a kiełbaskę upiekliśmy w… uchwycie do grillowania ryb. Aż żałuję, że nie zrobiłam zdjęcia tej misternej konstrukcji. Kiełbę z ognia cieżko sknocić, więc była super.
Ale ale, jako, że weszłam w posiadanie żeliwnego garnuszka, to na palenisku zrobiłam chutney. Pyszny, rozgrzewający, taki zimowy… Wam nie polecam palenia ogniska w domu, więc zróbcie go klasycznie – w normalnym garnku. Składniki porcji na 2 osoby, i jeszcze ciut zostało, to:
2 jabłka
2 gruszki
solidna łyżka miodu
przyprawa korzenna do piernika bez cukru wg uznania – u mnie była to mniej więcej łyżeczka
½ małej łyżeczki wędzonej papryki
garść orzechów włoskich, mogą być przesiekane
garść suszonej żurawiny
Jabłka i gruszki kroimy w kostkę, dodajemy miód i doprawiamy. Dokładamy orzechy włoskie i żurawinę i dusimy na wolnym ogniu dopóki jabłka i gruszki lekko się nie zgęstują (ok. 20 minut).
Palce lizać! Smacznego