Nie wiem, czy to już epidemia? Ten tekst powstał pod wpływem chwili i jest być może trochę emocjonalny, ale gdy kolejny raz w krótkim okresie czasu trafia do mnie człowiek z kompletnie rozregulowanym metabolizmem i problemami zdrowotnymi po wizytach u specjalisty żywienia, trenera i alchemika w jednym, to opadają mi ręce. Ja wiem, że wszystkich trzymają jeszcze postanowienia noworoczne o schudnięciu i byciu fit i bardzo się cieszę z powracającego trendu na zdrowy styl życia, jednak… co nagle, to po diable. Stworzyło mi się zatem swoiste 10 przykazań (jakaś seria „biblijna” mi się robi 😉 ) na co (kogo) uważać planując swoją metamorfozę. Z przymrużeniem oka, ale to naprawdę ważne punkty, które warto wziąć pod uwagę, żeby zwyczajnie nie dać sobie zrobić krzywdy:
- Pani Halinka po weekendowym kursie NIE jest ani specjalistą ds. żywienia, ani tym bardziej dietetykiem.
- Pan Zdzisiu, choć bicek ma wielkości Waszego uda, brak szyi i karnację na Trumpa nie jest trenerem – choć po weekendowym kursie i godzinach spędzonych na siłowni (niekoniecznie skutecznie i prawidłowo) też by chciał.
- Nie, dobry specjalista nie stworzy indywidualnego planu żywieniowego za „dychę miesięcznie” – to wymaga nakładu czasu, pracy, ciągłego kontaktu z podopiecznym, masy cierpliwości i pokładów motywacji i każdy człowiek, który jest prawdziwym fachowcem doskonale o tym wie i ceni swoją pracę
- Jeśli ktoś poleca „dietę na pińcet kalorii”, bo ciocia Czesia tyyyyle schudła to przestrzegam: nie jest to dobra dieta – schudnąć, schudniecie, jednak późniejszy efekt jojo i co gorsza całkowite rozregulowanie metabolizmu i niedożywienie doprowadzi Was do frustracji, spadku formy psychicznej i fizycznej oraz spadku samooceny. Nie ma co ryzykować i trzeba pamiętać o 2 zasadach: 1. nie ma dróg na skróty, 2. co tanie, to drogie
- Prawdziwy specjalista na początku współpracy przeprowadzi z Wami bardzo szczegółowy wywiad dotyczący Waszego stanu zdrowia, nawyków żywieniowych, stylu życia, alergii, nietolerancji, zleci odpowiednie badania i będzie potrafił je zinterpretować. Rozpisze on plan oparty na naturalnych, rozsądnych i lubianych przez Was składnikach, które mogą być jedynie wspierane przez dodatkowe suplementy. Oprócz tego, taka osoba będzie Was wspierać i motywować w chwilach słabości i będzie dla Was oparciem.
- „plan żywieniowy” oparty na magicznych herbatkach, tabletkach mocy, koktajlach zdrowia, urody i bogactwa NIE jest planem żywieniowym – jest sposobem na zarabianie pieniędzy i tych firm naprawdę nie obchodzi Wasze zdrowie, samopoczucie i wygląd
- Dobry trener nie obieca gruszek na wierzbie i nie powie, że w tydzień będziecie wyglądać jak z rozkładówki z pisemek o fit-życiu – prawdziwe długotrwałe sukcesy wymagają czasu, poświecenia, ogromu pracy nad nie tylko swoim ciałem, ale i charakterem oraz morza potu, a nawet odrobiny łez (patrz zasada 1. : nie ma dróg na skróty)
- Nie da się schudnąć 30 kg w dwa tygodnie i jeszcze raz proszę – nie wierzcie w „cudowne” środki i pseudoleki. A już na pewno nie wierzcie w środki „likwidujące gen otyłości”. Nie wiem tylko, jak się taki gen wydala 😉 Naprawdę uwaga na takie specyfiki, bo możecie się nieświadomie okaleczyć.
- I chyba najważniejsze. Wbrew temu co sądzi jakieś 90% społeczeństwa termin „dieta” nie oznacza głodzenia się lub żywienia kurczakiem z ryżem i brokułami, o czym ze szczerym zdziwieniem i niezwykłą radością przekonują się moi podopieczni
- I na koniec… nie jestem zazdrosna ani zawistna, że Halinka, Zdzisiu i Czesia odnoszą „sukcesy” lecz rzetelnie ostrzegam, że Halinka, Zdzisiu i Czesia nie mają nic wspólnego ze słowem specjalista i mogą Wam narobić więcej szkody, niż pożytku. Zastanówcie się więc, czy faktycznie chcecie oszczędzać i/lub na siłę przyspieszać pewien proces oraz ryzykować własnym zdrowiem, a niejednokrotnie także życiem, ponieważ ani Halinka, ani Zdzisiu nie przeprowadzą z Wami porządnego wywiadu zdrowotnego. Bo nie potrafią. A przez to nie mają zielonego pojęcia, że robią zwyczajnie krzywdę.