Chleb… w moim domu rodzinnym zawsze był to wyjątkowy produkt spożywczy. Ogólnie szanowany i niegdyś ceniony. Chleba NIGDY się nie wyrzucało. Moja Babcia, doświadczona okrucieństwem wojny i głodu nie wyobrażała sobie, że w domu mogło nie być chleba. Do dziś pamiętam, że gdy czasem się zagapiła i pieczywa w domu było wg niej zdecydowanie za mało, to albo biegiem do piekarni, a jak już się nie załapała, to ten chleb piekła. W domu musiał być. I koniec, bez dyskusji.
Pamiętam też dobrze chleby pieczone przez moją prababcię na ukochanej wsi… W piecu kaflowym, na drewnie. Zapach tych wypieków czasem śni mi się po nocach.
Ale też czasy były to inne, kiedy nawet kupne pieczywo miało cokolwiek wspólnego z naturalnym produktem, a stanem ostatecznym była sucha na wiór „bułka tarta” (stany pośrednie to od ciepłej pajdy z masłem po mniej lub bardziej namoczone w mleku, obtoczone w jajku i smażone na głębokim oleju „grzanki francuskie”). Nie to, co jest teraz – chleb za ciężkie pieniądze zamiast zeschnąć, po 2 dniach pleśnieje. Jako zdecydowany przeciwnik chemii w jedzeniu no i względny bezglutek z wyboru wszelakich wypieków ze sklepów / „piekarni” unikam. Jednak, czasem nadchodzi taki dzień, że dałabym się zabić za pyszną, świeżą, najlepiej jeszcze ciepłą kromkę chleba z masłem i odrobinką soli. Przyznam się też, że do tej pory uwielbiam, gdy w domu pachnie świeżo upieczonym chlebem lub bułeczkami. Jest to zapach, który niesie ze sobą spokój, poczucie bezpieczeństwa i funduje cudowny powrót do przeszłości.
I tak oto niedawno upiekłam drożdżowy chlebek pełnoziarnisty z siemieniem lnianym, kminkiem, oprószony czarnuszką i solą. Pycha!
Składniki:
400 g mąki wieloziarnistej (ze względu na chwilowe braki w zaopatrzeniu w ziarna, użyłam Lubelli pełnoziarnistej 3 zboża)
35 g świeżych drożdży
3 łyżki oliwy (z II tłoczenia)
250 g ciepłego mleka
1 łyżeczka cukru
½ łyżeczki soli + sól do posypania
Kminek wg uznania
Siemię lniane wg uznania
Czarnuszka do posypania
Roztrzepane jajko do posmarowania
Wszystkie składniki oprócz tych do posypania umieszczamy w robocie kuchennym i wyrabiamy ciasto. Jeśli nie mamy robota, najpierw rozprowadzamy drożdże w niewielkiej ilości ciepłego mleka wraz cukrem, a następnie powoli dodając pozostałe składniki wyrabiamy ciasto.
Pozostawiamy do wyrośnięcia w ciepłym miejscu tak, aby co najmniej podwoiło swoją objętość. Ja po prostu od razu umieszczam ciasto w formie i czekam aż podrośnie. Następnie smarujemy jajkiem, posypujemy czarnuszką i solą i pieczemy w piekarniku, grzanie góra-dół, 200 stopni bez termoobiegu. Smacznego!